Kambodża to piękny i egzotyczny kraj. Jest to już dosyć popularny kierunek turystyczny, rocznie przyjeżdża tu ponad 5,5 mln osób. Jeszcze 15 lat temu ich liczba nie zbliżała się nawet do miliona, a 30 lat temu nikt o zdrowych zmysłach się tu nie pchał. Większość przybywających chce zobaczyć piękne ruiny świątyń w Angkor Wat lub skorzystać z plaż na południu kraju. Warto jednak podczas wizyty tutaj spojrzeć również na ciemną stronę Kambodży – rządy Pol Pota i ich widoczny wpływ na dzisiejsze społeczeństwo. Dlatego właśnie wybraliśmy się na Pola Śmierci i do więzienia S-21.
Widzieliśmy wspólnie z Agą już dobrze ponad dwadzieścia różnych stolic. Po wizycie w Phnom Penh zgodnie uznaliśmy, że jest to najbrzydsza z nich. Centrum miasta jest brudne, okropnie zakorkowane, śmierdzące, odpychające.
Za dnia jeszcze jako tako to wygląda, ale pierwszej nocy zobaczyliśmy prawdziwą biedę, taką przez duże B. Trzeci świat. Szliśmy przez miasto z poznanymi w hostelu Polakami. Na chodnikach mijaliśmy rzesze śpiących bezdomnych, wśród nich nawet kobietę z niemowlęciem przytulonym do siebie. Za dnia mnóstwo osób żebra o pieniądze. Wiesz, że nie możesz im pomóc, ale i tak ich szkoda.
Ciężko jednak patrzeć na Phnom Penh krytycznym okiem, jeśli się wie, co to miasto przeszło w latach 70. XX wieku. Nawet jeśli nie jest to najbardziej urokliwe miejsce, jakie można wybrać podczas planowania wycieczki, to i tak warto tu przyjechać chociaż na 2-3 dni. Fani architektury mogą zwiedzić tutejsze świątynie i pałac królewski. Osoby chcące lepiej zrozumieć najnowszą historię Kambodży powinny zobaczyć Pola Śmierci i więzienie S-21.
Khmerowie (mieszkańcy Kambodży, piszę dla jasności, bo ta nazwa nie jest taka oczywista) nadal boleśnie odczuwają skutki krótkich, bo liczących niecałe cztery lata, rządów Pol Pota i jego Czerwonych Khmerów. Próba zaprowadzenia idealnego komunistycznego porządku doprowadziła do śmierci nawet jednej czwartej mieszkańców kraju (szacunki są różne) oraz cofnięcia go w rozwoju o kilka dekad.
O Pol Pocie pewnie kiedyś słyszeliście. W szkole chyba o nim nie uczono (przynajmniej nie kojarzę), ale jest to postać na tyle często wymieniana w jednym szeregu ze Stalinem, Hitlerem czy Mao Zedongiem, że raczej ciężko, żeby to imię nie obiło się o uszy. Nie jest nawet blisko liderów na liście najbardziej okrutnych dyktatorów pod względem zabitych osób, zajmuje „ledwo” siódme miejsce.
Pod względem skuteczności w mordowaniu był jednak w ścisłej czołówce, według niektórych historyków zasłużył na pierwsze miejsce. Jego rządy sprawiły, że populacja Kambodży zmniejszyła się z siedmiu milionów mieszkańców do około pięciu. Szacunki są różne, mówią o śmierci od 800 tysięcy Khmerów do nawet 3,3 milionów (dane podawane przez Wietnam). Populacja Phnom Penh zmniejszyła się z 2 mln osób do 22 tysięcy. Tak jak wspomniałem, całość zaledwie na przestrzeni czterech lat.
Khmerska Partia Ludowo-Rewolucyjna, potocznie nazywana Khmer Rouge – Czerwoni Khmerzy, powstała w 1951 roku. Od początku stawiała komunizm jako swój system wartości. W 1963 roku władzę w niej objął Saloth Sar, lepiej znany pod pseudonimem Pol Pot. Partia na początku działała tajnie, dopiero w 1977 roku ogłoszono jej istnienie, już dwa lata po rewolucji komunistycznej.
Kambodża na przełomie lat 60. i 70. ucierpiała z powodu bombardowań prowadzonych przez Amerykanów jako skutek uboczny wojny wietnamskiej. Był to jeden z powodów, dla którego partia Pol Pota zaczęła zdobywać coraz większą popularność. W momencie przejęcia władzy w Kambodży Czerwonych Khmerów wcale nie było tak dużo, ledwo 14 tysięcy osób na siedmiomilionowy kraj. To jednak wystarczyło, żeby siłą przejąć władzę w stolicy.
17 kwietnia 1975 roku partyzancka armia Pol Pota wkroczyła do Phnom Penh i doprowadziła do ewakuacji dotychczasowego rządu oraz wojsk amerykańskich. Pol Pot ogłosił powstanie Demokratycznej Kampuczy oraz ogłosił Rok Zerowy, od którego miały być liczone wszelkie wydarzenia. Choć mieszkańcy stolicy przyjęli partyzantów jako wybawicieli, szybko okazało się, jak bardzo się mylili.
Plan Pol Pota polegał na tym, żeby stworzyć samowystarczalne, komunistyczne społeczeństwo oparte na rolnictwie. Zniknęła własność prywatna, zamknięto granice, jedyne stosunki handlowe kraj miał z Chinami i Tajlandią. Pozbyto się wszelkich wpływów państw zachodnich.
Rządy Pol Pota nie były tylko okrutne. Były po prostu niesamowicie głupie. Gdy słuchaliśmy historii o stosowanych przez niego metodach, nie mogliśmy w nie uwierzyć. Aż dziwne, że takie pomysły wyszły ze strony osoby, która kształciła się w Europie i powinna mieć jako takie pojęcie o tym, jak wygląda świat.
W pierwszej kolejności dyktator postanowił wymieszać społeczeństwo, mieszkańcy miast mieli się przenieść na wieś i odwrotnie. W ciągu dwóch dni ewakuowano ze stolicy dwa miliony osób. Postanowiono zabić wszystkich potencjalnych wrogów nowego ustroju. W pierwszej kolejności zginęła dawna administracja, a następnie lekarze i nauczyciele! Plan doskonały!
Dla wysiedlonych mieszkańców miast powstały specjalne gospodarstwa rolne, które w rzeczywistości były obozami pracy. Liczba ofiar reżimu jest trudna do oszacowania między innymi dlatego, że skutki głodu, który przeżyła Kambodża, dało się odczuć jeszcze przez dziesięć lat po zakończeniu rządów Czerwonych Khmerów.
Oczywiście, rządy dyktatora nie obyły się bez przeciwników. Wszelkie oznaki niesubordynacji spotykały się z dotkliwymi karami. Pol Pot chciał dla „wrogów ojczyzny” wybudować obozy śmierci, coś na styl Auschwitz. Kambodża była jednak za jego czasów tak biedna, że nie było takiej opcji, musiał improwizować.
Tak powstały Pola Śmierci. O ich istnieniu wiedziała właściwie tylko władza i osoby w nich pracujące. Kto tam pojechał, już raczej nie wracał. Dopiero po obaleniu Pol Pota Khmerowie zaczęli powoli odkrywać, co się działo w całym kraju. Pól Śmierci było kilkadziesiąt, zginęło w nich łącznie około milion osób.
Odwiedziliśmy jedno z nich – Choeung Ek – przerobione na muzeum (stąd w sumie skojarzenie z Auschwitz). Znajdowało się wewnątrz opuszczonego sadu, na starym, chińskim cmentarzu. Zabito w nim co najmniej 40 tys. osób, tyle szczątków udało się odkopać. W niczym nie przypomina jednak obozu w Oświęcimiu. Niemcy stworzyli precyzyjną machinę do zabijania na wzór fabryki. Rosjanie mordowali strzelając w tył głowy. Czerwoni Khmerzy nie mieli nawet broni, więc używali wszystkiego co mieli pod ręką.
Na Polach Śmierci nie ma zbyt wiele do zobaczenia. Tak naprawdę jest to dosłownie pole z dokładnie wyznaczonymi ścieżkami, żeby przypadkiem nie bezcześcić masowych grobów. Kilka drzew, na środku postawiona świątynia z tysiącami kości i czaszkami mającymi upamiętnić tragedię. Zwiedzaliśmy z audiobookiem, który jest zrobiony na najwyższym poziomie (8 USD razem z biletem, naprawdę warto!). To dzięki temu poznaliśmy historię rządów Pol Pota oraz Pól Śmierci, a także zeznania świadków tamtych wydarzeń.
Nowe transporty więźniów do zlikwidowania przywożono w nocy, byli oni przetrzymywani w ciasnych klatkach i likwidowani porcjami. W szczytowym momencie działania dziennie ginęło ponad 100 osób. W obozie puszczano głośną muzykę, żeby uwięzieni do samego końca nie wiedzieli, co ich czeka. Tutaj też świetną robotę robił audiobook. Możliwość posłuchania puszczanej więźniom muzyki przyprawiała o ciarki na plecach. Wesołe ludowe melodie, w tle których zabijano masowo Khmerów. Robi wrażenie.
Pomysłowość oprawców nie znała granic. Używano wszelkich dostępnych narzędzi – łopat, młotów, a nawet kamieni. Więźniów bito do nieprzytomności, a potem duszono. Często sami sobie musieli kopać gołymi rękami grób, do którego następnie byli wrzucani. Na środku obozu rośnie drzewo ochrzczone jako „The Killing Tree”. Kaci uderzali o nie małymi dziećmi, aż pękały ich czaszki. Do dzisiaj widać na nim ślady krwi.
Drugim najbardziej znanym symbolem okrucieństw reżimu Pol Pota jest Więzienie S-21. Powstało cztery miesiące po ogłoszeniu Demokratycznej Kampuczy. Kompleks zajmował teren dawnej szkoły średniej, co widać podczas zwiedzania. Cele więzienne i pomieszczenia do tortur umieszczone zostały w dawnych klasach. W większości z nich wiszą jeszcze tablice, na niektórych widać nawet ślady jakichś napisów.
Więzienie również jest otwarte do zwiedzania, tutaj też można kupić bilet z audiobookiem, który pozwoli na lepsze zrozumienie tego, co się tutaj działo. My akurat nie zdecydowaliśmy się na takie rozwiązanie z braku czasu. Zresztą z tego co słyszeliśmy, dużo informacji pokrywa się z tymi przekazywanymi podczas zwiedzania Pola Śmierci. Gdybyśmy byli w Phnom Penh na dłużej, to pewnie skorzystalibyśmy z możliwości posłuchania przewodnika.
Łącznie przez więzienie S-21 przewinęło się około 15-20 tysięcy osób, głównie więźniów politycznych. Zazwyczaj byli to członkowie Czerwonych Khmerów lub żołnierze oskarżeni o zdradę partii i rewolucji. Trafiali tutaj nawet najwyżsi rangą przywódcy reżimu, często z całymi rodzinami.
Po przekroczeniu progu dawnej szkoły, więźniowie byli fotografowani i pozbawiani wszelkiego dobytku, poza bielizną. W celach byli przykuwani do ścian lub długich bel w taki sposób, żeby nie mogli widzieć twarzy znajdujących się obok towarzyszy. Spali na podłodze, bez materaca czy moskitier. Zakazywano wszelkich rozmów.
Więzienie miało bardzo sztywne regulacje. Dzień zaczynał się od 4:30 od sprawdzenia, czy żaden z osadzonych nie przemycił przedmiotów mogących umożliwić samobójstwo. Niewielki posiłek z kleistego ryżu wydawano dwa razy dziennie. Picie wody bez pozwolenia groziło karą. Właściwie wszelkie odstępstwa od wydawanych poleceń groziły biczowaniem lub rażeniem prądem.
Mycie odbywało się raz na cztery dni. Skazani często byli zmuszeni do picia własnego moczu. W więzieniu panowały tragiczne warunki higieniczne. Obsługa medyczna była kompletnie niewykwalifikowana (jak już wspominałem, Pol Pot postanowił zabić lekarzy na samym początku rewolucji).
Większość więźniów wytrzymywała w S-21 od dwóch do trzech miesięcy. Stosowano na nich tortury, które sprawiały, że osadzeni przyznawali się do wszelkich czynów, byle tylko zakończyć męki. Elektrowstrząsy, podwieszanie, przypalanie, bicie, wyrywanie paznokci, podtapianie, wszystko to było na porządku dziennym. Gdy więzień już się do niczego nie nadawał, został wywożony na Pole Śmierci, gdzie dokonywano egzekucji.
Jeden z niewielu przetrzymywanych w więzieniu cudzoziemców – Anglik John Dawson Dewhirst – przyznał się do tego, że w wieku 12 lat został zwerbowany do CIA po tym, jak jego ojciec przyjął dużą łapówkę od kolegi z pracy. To tylko pokazuje skalę tortur, jakie musiały być tam stosowane. Spośród tysięcy więźniów przetrzymywanych w S-21, do końca rządów Pol Pota przeżyło jedynie dwanaście osób.
Możecie się zastanawiać, jak to możliwe, że przy tak małej liczbie Czerwonych Khmerów udało się wprowadzić rządy terroru na taką skalę. Jest kilka czynników na to wpływających. Po pierwsze, Pol Pot zdobył sobie przychylność chłopów mieszkających na północy kraju. Tamtejsza ludność żyła w skrajnej biedzie i głodzie, utrzymywała się tylko z niewielkich plonów.
Pol Pot wmówił im, że to wszystko wina „bogaczy” z miast, którzy okradają tereny wiejskie. Gdy partyzancka armia Czerwonych Khmerów wkroczyła do Phnom Penh, dla większości z tych osób był to pierwszy kontakt z jakimkolwiek miastem w ich życiu. A mówimy tu o metropolii liczącej wtedy dwa miliony mieszkańców! Dyktatorowi łatwo było kierować armią niewykształconych wieśniaków odczuwających niesprawiedliwość i skłaniać ich do najgorszych okrucieństw.
Po drugie, wprowadzona polityka strachu sprawiła, że nikt nie czuł się bezpieczny. Wielu Czerwonych Khmerów, nawet z najwyższych szczebli, nie zgadzało się z metodami prowadzonymi przez Pol Pota. Jednak każde słowo sprzeciwu albo próba niewykonania rozkazu sprawiała, że można było wylądować w obozie pracy lub zginąć na miejscu. W muzeum Pola Śmierci można wysłuchać relacji osób, które brały udział w torturach i zabójstwach ze strachu przed tym, co się stanie z nimi i ich rodzinami, jeśli się sprzeciwią. Niektórzy ze strażników mieli jedynie 15 lat!
Rządy Czerwonych Khmerów skończyłyby się prawdopodobnie znacznie szybciej, gdyby ktokolwiek wiedział, co się dzieje w Kambodży. Zamknięcie granic państwa oraz zerwanie stosunków handlowych i dyplomatycznych z większością krajów sprawiło, że długo utrzymywano w tajemnicy prawdziwą sytuację w kraju. Nawet Francuzi, którzy dopiero co trzydzieści lat wcześniej opuścili Kambodżę, nie mieli pojęcia o terrorze Pol Pota.
Podczas wizyt gości z zagranicy utrzymywano iluzję idealnego państwa. Nie było trudno ukryć ślady działań Czerwonych Khmerów w opustoszałej stolicy. Nawet gdy pojawiły się pierwsze doniesienia uchodźców, którym udało się uciec z Kambodży, mało kto dawał im wiarę.
Do pokonania komunistów trzeba było innych komunistów. Pol Pot i jego armia co rusz dokonywali ataków na sąsiedni Wietnam. Na samym początku rządów zajęli między innymi wyspę Phu Quoc. W końcu w połowie 1978 roku miarka się przebrała i wietnamska armia zaczęła bombardowanie terenu Kambodży.
Następnie Wietnamczycy założyli i wspierali ruch Zjednoczonego Frontu Ocalenia Narodowego Kambodży. W styczniu 1979 roku wraz z armią powstańczą zdobyli Phnom Penh i obalili rządy Pol Pota. Gdyby Czerwoni Khmerzy nie prowokowali działań wschodnich sąsiadów, to ich rządy mogłyby potrwać jeszcze długie lata.
Jeśli myślicie, że po odbiciu Kambodży przez Wietnam i utworzeniu nowego rządu Czerwoni Khmerzy zostali osądzeni i ukarani za swoje czyny, to grubo się mylicie. Resztka armii Pol Pota uciekła i ukryła się w dżungli. Skontaktowała się z Tajlandią i Chinami prosząc o pomoc, a prowadzące antywietnamską kampanię Stany Zjednoczone do nich dołączyły. Oficjalnie Wietnamczycy byli uznani za najeźdźców, którzy bez powodu zaatakowali suwerenny kraj. W sumie nazywał się Demokratyczna Kampucza, można było się pomylić.
CIA pomogło wybielić działania Czerwonych Khmerów. Powstał raport znacznie zaniżający liczbę ofiar rządów Pol Pota. Sytuacja stała się tak kuriozalna, że ONZ uznało zbrodniarzy za prawowitych przedstawicieli Kambodży.
Komunistyczna partia zmieniła nazwę na Partię Demokratycznej Kampuczy i zrezygnowała ze swojej dawnej ideologii. W 1982 roku przedstawiciele Czerwonych Khmerów wraz z monarchistami i prawicowymi republikanami stworzyli nowy rząd uznany na arenie międzynarodowej.
Dopiero po ofensywie Wietnamu w 1985 roku udało się wyprzeć z kraju resztę Czerwonych Khmerów, którzy schronienie znaleźli w Tajlandii. Pol Pot oficjalnie przeszedł na emeryturę, a w rzeczywistości zmienił pseudonim i dalej stał na czele ruchu.
W 1989 roku wojska Wietnamu wycofały się z Kambodży, a Tajowie wbrew poleceniom USA zaczęli likwidować bazy Czerwonych Khmerów. Dwa lata później resztki rebeliantów zawarły układ z rządem Kambodży i wróciły do kraju. W 1993 roku nie uznali wyników wyborów i rozpoczęli nową wojnę. Dokonali serii zbrodni wojennych, głównie skupili się na czystkach etnicznych, w których mocno ucierpiała mniejszość wietnamska.
Czerwoni Khmerzy prowadzili również wiele sporów wewnętrznych. W 1997 roku Pol Pot zlecił zabójstwo jednego ze swoich najbliższych współtowarzyszy jeszcze z czasów studiów w Paryżu. Kilka tygodni później partia urządziła pokazowy proces dyktatora i skazała go na dożywotni areszt domowy, gdzie 15 kwietnia 1998 roku zmarł, ponoć z przyczyn naturalnych. Został skremowany, a miejsce rozsypania jego prochów jest nieznane.
Szokujące jest to, że tak naprawdę do dzisiaj nie skazano w Kambodży Czerwonych Khmerów. Choć rządzili jedynie cztery lata, to ich widmo wisiało nad krajem jeszcze przez prawie dwie dekady. Bierność krajów zachodnich w stosunku do zbrodniarza, jakim był Pol Pot, jest przerażająca. Jedynie Wietnam postanowił coś z tym faktem zrobić, choć bardziej z pobudek propagandowych i chęci odzyskania terenów podbitych przez Czerwonych Khmerów.
Rządy Pol Pota to jarzmo, które wciąż wisi na Khmerach. Z tego, co się dowiedzieliśmy z wizyty w muzeach i przeczytanych artykułów, czują oni mieszaninę bólu i wstydu za to, że to właśni rodacy sobie nawzajem wyrządzili okrucieństwa na skalę, którą ciężko sobie wyobrazić. Boli ich również to, że tak naprawdę nigdy nie rozprawiono się ze zbrodniarzami, a Pol Pot mógł dożyć spokojnej starości bez wyroku sądu.
Obecnie sytuacja zmienia się diametralnie. Kambodża wymieniania jest w grupie trzeciej fali Azjatyckich Tygrysów. Wzrost PKB oscyluje w okolicach 7,0%, podobnie jak w przypadku Chin. Liczba turystów przyjeżdżających rocznie zwiększa się błyskawicznie, w ciągu ostatnich 15 lat urosła ponad pięciokrotnie.
Phnom Penh jest jedną z najdynamiczniej rozwijających się stolic na świecie. Choć nadal mieszka tu mniej osób niż przed rządami Pol Pota (obecnie około 1,5 mln mieszkańców), to powstają tu coraz nowsze dzielnice handlowe, biurowe i usługowe. Rozmawiałem niedawno z Polakiem, który przyjeżdża tu regularnie od jakichś 10 lat. Widział tempo rozwoju Kambodży na własne oczy, nawet zainwestował tu w nieruchomość usługową.
Nadal jest to bardzo biedne państwo, z PKB na osobę plasującym je w połowie drugiej setki na liście najbogatszych krajów. Mimo to rozwój Kambodży w końcu przyspiesza. Rząd jest liberalny gospodarczo, dzięki czemu lokalni przedsiębiorcy mogą łatwo się rozwijać. Zwiększa się kapitał zagraniczny. Wygląda na to, że cztery dekady po krwawych rządach Pol Pota Kambodża wreszcie wychodzi na prostą.
Mieszkamy w stolicy Niemiec już ponad pół roku i od wtedy napisaliśmy tylko jeden wpis.…
Rok 2019 to rok dla nas wyjątkowy, ponieważ nadal nasza azjatycka przygoda jeszcze wtedy trwała,…
Nie licząc jednodniowego pobytu w zatłoczonej Manilli, naszym pierwszym poważnym przystankiem na mapie Filipin była…
Wybierając się do Tajlandii z pewnością usłyszycie wiele o uśmiechu i łagodności Tajów, o tym…
Choć od naszej wizyty w Wietnamie mija rok i nadal jesteśmy w Azji, lubimy sobie…
Dokładnie 22 stycznia 2018 roku wylądowaliśmy w Bangkoku i wówczas rozpoczęła się nasza azjatycka przygoda.…