Tajlandia to duży kraj. Gdy się spojrzy na mapę, to wcale się taki nie wydaje. Pod względem powierzchni też nie jest imponujący. Nieco ponad pół miliona kilometrów kwadratowych, o około 60% większy od Polski. Niby dużo, ale dalej to tylko 50. kraj na świecie pod względem powierzchni. Trzeba jednak wziąć pod uwagę jego kształt. Długi odcinek wybrzeża sprawia, że odległości tu mogą być naprawdę imponujące. Ze znajdującego się na północy Chiang Mai do leżącego na granicy z Malezją Padang Besar jest ponad 1600 kilometrów. A my ten odcinek pokonaliśmy pociągiem (na szczęście nie za jednym podejściem). Jak wygląda kolej w Tajlandii? Czym się różni od polskiej? Czy warto wybrać ten środek transportu? Postaram się rozwiać wszelkie wątpliwości.
Jeśli na naszym blogu miał powstać wpis o pociągach, to było pewne, że napiszę go ja. Jestem synem kolejarzy. Całe dzieciństwo mieszkałem naprzeciwko stacji kolejowej. Przez lata korzystałem ze zniżki uprawniającej do 80% tańszych przejazdów (ach te czasy, gdy za trasę Katowice-Kołobrzeg płaciło się 10 złotych). Trzy lata dojeżdżałem pociągiem do liceum. Nie robi to ze mnie specjalisty na temat kolei, ale co nieco o pociągach i warunkach w nich panujących mogę napisać.
W Tajlandii pociąg to bardzo popularny środek transportu. Kraj jest dosyć gęsto pokryty siecią kolejową. W sumie to nie jest takie trudne, szczególnie na zachodnim wybrzeżu. Tam wystarczy jedna linia, żeby pokryć cały ten odcinek. Pierwszym zaskoczeniem był fakt, że pociągi tutaj są napędzane spalinowo. Przez to okolice torów wyglądają znacznie bardziej ubogo niż w Europie, nie ma potrzeby stawiania sieci trakcyjnej. Taki napęd nie jest jakimś dużym problemem, ale gdy dochodzi do mijania z innym pociągiem, to czasem czuć wewnątrz spaliny. Nie wiem, jak to wygląda w kwestii szkody dla środowiska, czy te kilkaset pociągów jeżdżących po Tajlandii robi jakąkolwiek różnicę w morzu innych pojazdów.
Tak właściwie kolej w Tajlandii dzieli się na cztery główne linie – południową prowadzącą wybrzeżem do Malezji, północną kończącą się w Chiang Mai oraz rozgałęziające się na mniejsze odnogi północno-wschodnią i wschodnią. Wszystkie łączą się w Bangkoku. To dlatego w większości miejscowości rozkłady jazdy podzielone są na dwie grupy – do i z Bangkoku. Dworzec centralny (Hua Lamphong) w stolicy jest duży, ale na szczęście łatwo się w nim połapać. Poza tym pracują tam Tajowie, których zadaniem jest wskazywanie drogi zagubionym podróżnym. Kasjerzy mówią po angielsku, bez problemu da się dogadać, kupić odpowiedni bilet i znaleźć peron.
Jakość miejsc siedzących, jak i cena biletów jest mocno rozbieżna. Zwyczajne pociągi dzielą się na trzy klasy. W pierwszej dostaje się wygodne siedzenia z podłokietnikami w osobnym przedziale, a wagon jest klimatyzowany. Porównałbym to do pierwszej klasy w starszych pociągach TLK. Rzadko kiedy można kupić bilet pierwszej klasy jadąc za dnia, zazwyczaj ten sam rodzaj przedziału wykorzystywany jest w wagonach sypialnych. W drugiej klasie miejsca jest trochę mniej, fotele mają podłokietniki, ale nie ma już klimatyzacji (to w sumie zależy od trasy i modelu pociągu), za to są wiatraki. Przedziały nie są osobne, siedzi się w rzędach po dwa fotele, coś jak dzisiejsze pociągi Intercity. Trzecia klasa wygląda podobnie, jak pociągi regionalne w Polsce. Cztery siedzenia naprzeciwko siebie, brak podłokietników, do tego wiatraki zamiast klimatyzacji.
Ponadto dochodzą dwa rodzaje nocnych wagonów. W drugiej klasie są to normalne siedzenia (cztery miejsca siedzące naprzeciwko siebie), które pod wieczór obsługa składa i robi z nich duże łóżko (droższa wersja), a spod sufitu opuszcza węższą wersję, gdzie wchodzi się po drabince, poza tym nie ma ono okna (tańsza wersja). Kuszetki zasłania się firankami, otrzymuje się pełny komplet pościeli, są dosyć wygodne. Jest klimatyzacja, przez co w nocy może być zimno, ale pościel jest wystarczająco ciepła. W jednym wagonie jest około 30 takich łóżek. Pierwsza klasa przypomina rozkładane łóżka z klasy drugiej o trochę wyższym standardzie. Jedyną różnicą jest fakt, że siedzenia/łóżka znajdują się w osobnych przedziałach. Ponadto w takim przedziale znajduje się półka na rzeczy i umywalka.
Weźmy na przykład jedną z najpopularniejszych tras w kraju: Bangkok – Chiang Mai. Ceny biletów w zależności od wybranej opcji mocno się różnią. Porównałem je w miarę możliwości używając pociągów podobnego typu (nigdy nie znajdzie się wszystkich rodzajów siedzeń w jednym pociągu):
Jak widać, rozstrzał cenowy jest olbrzymi. Za śpiące miejsce w pierwszej klasie można zapłacić nawet 7 razy więcej niż za bilet w trzeciej klasie.
Gdy się myśli o pociągach w Azji, to zazwyczaj ma się bardzo spolaryzowane wyobrażenia. Z jednej strony mamy Chiny i Japonię z ultraszybką koleją rozpędzającą się do ponad 300 km/h. Na drugim biegunie znajduje się przepełniony indyjski pociąg z ludźmi wystającymi z wagonów. Tajlandia leży pośrodku. W sumie to pod względem wygody podróżowania bliżej jej Japonii niż Indii, ale to samo można pewnie powiedzieć o 90% kolei na świecie.
Tajski pociąg jest nieco egzotyczny dla białych ludzi, ale nie jest to też doświadczenie zupełnie obce nikomu, kto trochę koleją jeździł. Wszystkie bilety są z miejscówką (nawet w trzeciej klasie), więc nigdy nie będzie takiej sytuacji, że będzie trzeba stać przy kibelkach. Jest z tym związany jeden problem, ale o tym będzie niżej. Dosyć łatwo znaleźć swoje siedzenie, a w razie czego konduktor bądź inni pasażerowie chętnie Ci pomogą.
W trakcie jazdy największą egzotyką są sprzedawcy różnego rodzaju przekąsek. Na każdej stacji wchodzi ich kilku, mają ze sobą wszystko – od gotowanych jajek, przez pożywne zupy po grillowane mięso, no i oczywiście zimne napoje. Potrafią trochę irytować, bo zazwyczaj widzą w białej osobie potencjalnego klienta, przez co trzeba często im odmawiać.
Konduktorzy mają ciekawy sposób sprawdzania biletów. Słychać ich z daleka, po bez przerwy klikają swoimi dziurkaczami jak jacyś ludzie-kraby. Klik-klik-klik…klik-klik…klik-klik-klik. Za pomocą dziurkaczy kasują bilety, a wolny czas spędzony pomiędzy jednym nowym pasażerem a kolejnym spędzają na klikaniu. Miałem teorię, że w ten sposób liczą pasażerów, ale raczej nie ma w tym większego sensu.
Toalety w pociągach nie są zbyt estetyczne, ale da się z nich skorzystać bez odruchu wymiotnego. Jest to klasyczna azjatycka dziura w podłodze z wężykiem do podmywania. Rzadko kiedy dostępny jest papier toaletowy, za to krany działają bez problemu. Najgorsze jest wchodzenie do toalet, drzwi są zaprojektowane w taki sposób, że trzeba stanąć na kibelku, żeby móc je za sobą zamknąć.
Pociągi są sprzątane na bieżąco, zdarzyło się, że w trakcie czterogodzinnej podróży obsługa dwa razy umyła podłogi mopem. W sumie bierze się to z faktu, że łazienki są zazwyczaj bardzo mokre i syf roznosi się na butach podróżnych po całym pociągu. W każdym razie duży plus dla tajskich kolei za takie dbanie o komfort podróży.
Na krótkie dystanse polecam podróżować trzecią klasą. To tu przeżyje się najbardziej autentyczne doświadczenie lokalnej kultury. Ludzie śpiący na siedzeniach w różnych pozycjach, rozmawiający z współpasażerami, zajadający się różnego rodzaju przekąskami, których woń nie zawsze jest miła. Polecam każdemu taką przejażdżkę. Na dłuższe dystanse, a szczególnie podróże nocne lepiej wybrać wagon sypialny.
Wygoda podróży w trzeciej klasie zależy od paru czynników. Po pierwsze, czy masz blisko siebie wiatrak i czy jest możliwość uchylenia okna. W przeciwnym razie przeżyjesz udrękę okropnych upałów. Po drugie, ilu pasażerów jest w wagonie. Jeśli niewielu, to śmiało możesz sobie zająć podwójne siedzenia i rozłożyć się wygodnie. Lepiej też siedzieć z dala od toalety, czasem potrafi z niej nieźle śmierdzieć, szczególnie w środku dnia. Zawsze można też kupić bilet w wyższej klasie, ale tu trafiamy na jeden z problemów tajskiej kolei.
Z jednej strony bilety z miejscówkami są błogosławieństwem, a z drugiej klątwą. Bilety pierwszej i drugiej klasy wyprzedają się w błyskawicznym tempie. To przez to nocną trasę do Chiang Mai i z powrotem musieliśmy pokonać w trzeciej klasie. Zaoszczędziliśmy, ale nie było to zbyt wygodne rozwiązanie. Nawet kupując bilety kilka dni wcześniej może okazać się, że nie będzie już miejsc. Dla przykładu jadąc w ostatni weekend do Malezji, udało nam się w obie strony kupić dwa ostatnie bilety!
Wydaje nam się, że winę ponoszą agencje turystyczne blokujące część biletów dla swoich klientów. Gdy nie udało nam się kupić biletów na nocną drugą klasę do Chiang Mai, podeszła do nas pani z agencji i próbowała sprzedać nam „upgrade” biletów do wyższej klasy. Oczywiście za odpowiednią prowizją, która wynosiła dobre 30% początkowej ceny.
Nasza podróż trzecią klasą z Ayutthayi do Chiang Mai była jak układanie Tetrisa. Jechaliśmy z Alą i Mirkiem, mieliśmy cztery siedzenia naprzeciwko siebie. Pociąg przyjechał godzinę spóźniony, wsiedliśmy w okolicach północy. Szykowaliśmy się na najgorsze, choć po porannym przejeździe w trzeciej klasie nasze obawy nieco się zmniejszyły. Okazało się, że nie jest tak źle, na pewno lepiej niż jakbyśmy jechali w drugiej klasie bez wagonu sypialnego, gdzie na pewno byśmy się nie mogli położyć przez podłokietniki przedzielające siedzenia.
Siedzenia były szersze niż w normalnym pociągu, dzięki czemu nic nie przeszkadzało, żeby położyć się na całej szerokości. I tak było ciężko wygodnie się ułożyć i zasnąć w cztery osoby. Przez pierwsze dwie godziny staraliśmy się tak położyć, żeby każdy miał jako tako wygodnie. Nic z tego nie wyszło. Po sprawdzeniu kilkunastu różnych wariantów poddaliśmy się. Ostatecznie położyłem się na podłodze pomiędzy skierowanymi na przeciw siebie siedzeniami, a reszta spała nade mną. Nad ranem zwolniły się dodatkowo miejsca obok nas – nieco węższe. Dzięki temu mieliśmy całe 8 siedzeń dla siebie i w okolicach 11 niewyspani dotarliśmy do Chiang Mai. W drodze powrotnej opracowaliśmy już jakąś technikę spania, więc było trochę lepiej. I tak nie żałowaliśmy tych podróży, było to bardzo ciekawe urozmaicenie naszego tripa.
Największym problemem tajskich kolei jest ich niewielka prędkość. Gdy już jadą, jest nieźle, potrafią bez problemu rozpędzić się do 80-100 km/h. Jednak nawet w takim tempie trasa linią południową trwałaby ponad 10 godzin. Problemem są bardzo długie postoje na stacjach, często bez większego sensu. Niczym dziwnym jest 15-minutowe czekanie na niewielkiej stacji w środku nocy, gdzie nie ma żywego ducha. Są też miejsca, gdzie trzeba przepuścić pociąg z rolex repliki zegarków naprzeciwka, bo jest tylko jeden działający tor (czasem dalej jest tak w Polsce). Dodatkowo wyjazd z Bangkoku prawie zawsze powoduje opóźnienie pociągu, dziwne, że nie biorą tego pod uwagę przy tworzeniu rozkładu.
Wszystko to sprawia, że trasa Bangkok – Chiang Mai według rozkładu zajmuje 12-14 godzin, a Bangkok-Padang Besar blisko 18 godzin. Tajlandia jest jednym z tych krajów, gdzie przydałaby się kolej wysokich prędkości. W Polsce pociągi na niektórych odcinkach rozpędzają się już do 200 km/h, gdy uda się wyremontować resztę infrastruktury, to do dowolnego dużego miasta dojedzie się w góra cztery godziny. W Tajlandii taka prędkość to nadal w niektórych przypadkach konieczność tkwienia blisko 10h w pociągu. Japończycy zaproponowali wybudowanie szybkiej trasy łączącej Bangkok z Chiang Mai, trasa miała być do pokonania w 3,5 godziny. Tajski rząd obawia się jednak wysokiej ceny biletów i pracuje nad wolniejszą wersją tego rozwiązania. Pierwsza linia ma być gotowa w 2025 roku.
Moim zdaniem jazda pociągiem w Tajlandii to jedna z rzeczy, które warto tu zaliczyć. Dla klimatu wolno toczącego się pociągu, widoków za oknem, sprzedawców przekąsek, klikających konduktorów, spokojnej atmosfery. Nie trzeba o nic się obawiać, a na pewno nie o bagaż, nikt Ci go tu nie ukradnie. Może nie jest to najszybszy i najwygodniejszy środek transportu, ale chyba najciekawszy. Idealnie wpisał się w nasze pierwsze wrażenia z Kraju Uśmiechu.
Mieszkamy w stolicy Niemiec już ponad pół roku i od wtedy napisaliśmy tylko jeden wpis.…
Rok 2019 to rok dla nas wyjątkowy, ponieważ nadal nasza azjatycka przygoda jeszcze wtedy trwała,…
Nie licząc jednodniowego pobytu w zatłoczonej Manilli, naszym pierwszym poważnym przystankiem na mapie Filipin była…
Wybierając się do Tajlandii z pewnością usłyszycie wiele o uśmiechu i łagodności Tajów, o tym…
Choć od naszej wizyty w Wietnamie mija rok i nadal jesteśmy w Azji, lubimy sobie…
Dokładnie 22 stycznia 2018 roku wylądowaliśmy w Bangkoku i wówczas rozpoczęła się nasza azjatycka przygoda.…
View Comments
Druga klasa na odcinku Bangkok -> Ayutthaya - klimatyzowany wagon, miejsca numerowane, posiłek wliczony w cenę biletu (swoją drogą paskudny strasznie).
Trzecia klasa na powrocie - brak możliwości rezerwacji miejsca siedzącego, w pociągu tłoczno, wiatr chce urwać głowę z uwagi na otwarte okna i drzwi, działające wentylatory. Opóźnienie pociągu ok 1h przy. 2 godziny na stojąco - nie polecam.
Kiedy jechałeś? Jechaliśmy zarówno do Ayutthayi i z powrotem trzecią klasą i było spoko. W pewnym momencie rzeczywiście zbyt mocno wiało, ale dało się zamknąć okno. Nie dało się też kupić biletu bez miejscówki, przez to musieliśmy jechać późniejszym pociągiem. Współczuję takiego przeżycia.
Z opóźnieniem to fakt, według rozkładu powinno się jechać 2 godziny, a dojazd zajął jakieś 3 z hakiem.
Dzisiaj nad ranem przyjechaliśmy do Chiang Mai. Kuszetka w drugiej klasie, łóżko u góry - bardzo przyjemna podróż. Tylko nad ranem obudziłem się, bo było mi... zimno :D Coś, czego myślałem, że nie doświadczę w Tajlandii nigdzie poza 7 eleven. Co ciekawe - cały wagon wypełniony turystami. Tajów było może 2-3.