Categories: AzjaTajlandia

Tajlandia – pierwsze wrażenia!

O Tajlandii napisano już wiele. Każdy, kto zamierza zwiedzić dany kraj czerpie wiedzę od tych bardziej doświadczonych. Szukamy więc informacji głównie w Internecie, w przewodnikach lub słuchamy relacji bezpośrednio od osób, które były gdzieś przed nami. Ja też, kiedy zapadła nasza decyzja, by ruszyć w tripa do Azji i wybierając Tajlandię jako miejsce, w którym chcemy zamieszkać na jakiś czas, codziennie wertowałam setki forów i blogów z opiniami, radami i wszelkiego rodzaju ciekawostkami o popularnym Kraju Uśmiechu. W poniższym tekście przedstawiamy nasze pierwsze wrażenia z Tajlandii. 

Jak wiadomo, co człowiek, to inna opinia. Inne zdanie mieli „wczasowicze”, którzy wybrali Tajlandię na krótki urlop, a inne ekspaci, którzy postanowili zostać tu na nieco dłużej. Czytając tomy różnych opowieści, sama zastanawiałam się nad tym jaka będzie moja opinia, kiedy już tutaj wylądujemy. I zapewne nie napiszę nic rewolucyjnego, wiem, że wiele rzeczy będzie się pokrywać z opiniami tych bardziej doświadczonych, ale jak już zdążyliśmy się przekonać podczas naszego tripa, nierzadko bywało tak, że mieliśmy zupełnie odmienne zdanie od znajomych, jeśli chodzi np. o konkretne miasto. Dlatego też naszymi pierwszymi wrażeniami w tym wpisie chcemy się z Wami podzielić.

Często jest tak, że kiedy uprzednio poznamy czyjąś ocenę, to chcąc nie chcąc, może nam ona tkwić gdzieś z tyłu głowy pomimo odmiennych doświadczeń, co w konsekwencji wywołuje mylne wrażenia. Poczytać o danym kraju, zanim się do niego wybierze, zawsze warto, oczywiście! Przyjeżdżając jednak już na miejsce, czasami lepiej zapomnieć o cudzej, subiektywnej opinii. Empiryczna eksploracja to jedno, ale jak się okazało, zdarzały nam się takie sytuacje kiedy ta kwestia odnosiła się również do spraw „technicznych”, czy czysto logistycznych. Przekonaliśmy się o tym wiele razy podczas naszej podróży do Azji (jak do tej pory po trzech krajach), że to, co wyczytaliśmy w Internecie na dany temat – nijak miało się do rzeczywistości.

Nasze pierwsze wrażenia z Tajlandii

Wróćmy jednak do ogólnych wrażeń o konkretnym miejscu. Takim przykładem jak dla nas jest Bangkok. Dla wielu przytłaczająca i zbyt turystyczna aglomeracja, a dla nas wspaniałe, tętniące życiem miasto, gdzie na każdym kroku czekało na nas coś ciekawego, wartego uwagi. To miejsce, w którym nie przeszkadzały nam korki, ogromna liczba przeróżnych pojazdów czy masy ludzi (no, może oprócz licznych, turystycznych grup Chińczyków ;)), nie! Dla nas to miasto przede wszystkim jest bardzo przestrzenne, łatwe w poruszaniu się i ogromnie fascynujące, gdzie mogliśmy obserwować jednocześnie zwykłe, lokalne życie prostych ludzi, przeplatane wszędobylskimi neonami czy markowymi sklepami, jak i mieszaninę starych, pięknych świątyń z nowoczesną, biurową architekturą.

Pałac Królewski w Bangkoku

Przed wyjazdem bardzo obawiałam się Bangkoku. Nie przepadam za ogromnymi aglomeracjami. Jakież miłe było więc moje zaskoczenie, że to miasto wcale nie przytłacza, a bardziej zachwyca! Każdy oczywiście może odnieść inne wrażenie, przykładowo nasi znajomi nie mogą nadziwić się, że stolica Tajlandii przypadła nam do gustu. Dla nas niemal wszystko było tutaj ciekawe i swojego rodzaju fajną przygodą. Najmniej spodobała nam się bardzo turystyczna ulica Khao San – komercją aż kipiało z daleka, ale też miała jakiś tam swój urok. To tak jak z Krupówkami – można ich nienawidzić, ale nie można przecież odebrać im specyficznego klimatu ;)

W Bangkoku wylądowaliśmy we czwórkę (jeszcze razem z nami była Alu i Mirek) i zostaliśmy w nim na pierwsze trzy noce. W tym czasie bardzo wiele zwiedziliśmy i kilometry w nogach dawały nam się we znaki. Staraliśmy się wycisnąć z tego miasta jak najwięcej, ale nie wyglądało to tak, że ciągle biegaliśmy z miejsca do miejsca, według wytycznych z przewodnika. Też po prostu spacerowaliśmy, skorzystaliśmy niemal z każdego środka transportu, zwiedzaliśmy uliczne knajpki, próbując wszelkich pyszności od lokalnych babuszek na stoiskach.

Zaraz obok naszego noclegu, przy ulicy było genialne miejsce na smaczne śniadanie. Miłej pani wskazywaliśmy palcem na wybrane azjatyckie smakołyki-dodatki do ryżu – i delektowaliśmy się nimi na plastikowych krzesełkach, obserwując spokojną ulicę. Codziennie przechadzał się tędy mnich bardzo starej daty, do którego podchodzili ludzie i z wdzięcznością wręczali mu jałmużnę lub prosili o błogosławieństwo. Panie z naszego straganu zawsze darowały mu jedzenie. Po śniadaniu, parę kroków dalej, mogliśmy kupić soczyste, świeże i tanie owoce, które braliśmy na drogę i ruszaliśmy na zwiedzanie.

Nie wdając się zanadto w szczegóły, w Tajlandii zobaczyliśmy wówczas kilka fajnych miejsc: wspomniany Bangkok, Ayutthayę, Chiang Mai, Chiang Dao, Lopburi i Koh Chang. Do stolicy zawitaliśmy jeszcze parę razy, gdyż z tego miejsca najłatwiej było przetransportować się w inne. Ostatnią noc (po dwóch tygodniach) też spędziliśmy w Bangkoku, skąd Alu i Mirek wrócili do Polski, a my wylatywaliśmy na miesięczną podróż po Wietnamie.

Jakie są zatem nasze pierwsze wrażenia o Kraju Uśmiechu? Oczywiście pozytywne! Podzieliłam swoje wrażenia na kilka kategorii:

Ludzie

Może to stwierdzenie zabrzmi lekko na wyrost, ale Tajowie to najmilsi ludzie ze wszystkich tych, których poznałam za granicą. Teraz już po ponad dwóch miesiącach podróży, od jakiegoś czasu mieszkamy na południowym wybrzeżu, ok. 200 km od Bangkoku, w miejscowości Hua Hin. I nadal śmiało podtrzymuję moje pierwsze wrażenie o tutejszych ludziach. Jak będzie dalej? Zobaczymy. Do tej pory nie spotkaliśmy się z żadną nieprzyjemną sytuacją.

Wiadomo, nasze stosunki z lokalsami głównie ograniczają się do zwykłej wymiany zdań podczas posiłków czy zakupów, ale Tajowie to tacy ludzie, którzy z chęcią pomogą, jeśli widzą, że turysta się zgubił, czegoś szuka, itp. Zawsze robią wszystko z życzliwością. Ma się wrażenie, że serio bardzo im zależy i ta chęć pomocy nie jest udawana, Do tego nie są natrętni, jeśli chodzi o aspekt handlowy, z kolei o odwrotności tej kwestii mocno przekonaliśmy się podróżując po Wietnamie i Kambodży – tam bardzo dało się odczuć „walkę o klienta”. W Tajlandii zdarzało się, że polecano nam konkurencję, bo akurat nie mieli danego towaru, mając na uwadze by gospodarka kraju dobrze się rozwijała.

Kolejny przykład? Raz pewna pani w Bangkoku, widząc, że ciężko nam idzie przechodzenie przez ulicę, przeszła z nami, a potem z powrotem wróciła na swoją stronę. Od Tajów bije pewna dobroć, wewnętrzny spokój, takie proste szczęście życiowe. Gdzieś wyczytałam jak ktoś stwierdził, że sympatia Tajów wydała mu się sztuczna. Może my z Przemkiem jesteśmy naiwni, nie wiem, ale nie odczuwamy tutaj żadnej sztuczności ze strony ludzi. Tajowie często się uśmiechają i żartują, są pogodni, ale również to niezwykle skromni i powściągliwi ludzie. Widać to w ubiorze i zachowaniu. Nie afiszują się zanadto z różnego rodzaju emocjami, wszystko robią w łagodny, stonowany sposób.

W Tajlandii na każdym kroku można spotkać mnichów

Jedzenie

Och, ten wątek zasługuje na osobny wpis! Tajskie żarcie (jak zresztą cała azjatycka kuchnia!) jest niezwykle różnorodne. W żadnym kraju nie doświadczyłam tak wybuchowej mieszanki smaków. Z Przemkiem bardzo lubimy jeść. „Chrapki” na różne pyszności często nam towarzyszą, tutaj więc odnaleźliśmy jedzeniowy raj. I wierzcie mi – to nie tylko ryż z kurczakiem i warzywami ;) To oprócz różnej maści przypraw wiele wspaniałych składników, które świetnie się komponują z resztą. To rozmaite warzywa i owoce, których wcześniej na oczy nie widziałam, a próbowanie ich i coraz to śmielszych smaków jest inspirującym, kulinarnym doświadczeniem.

To wyśmienite curry, zupy na milion sposobów, nudle – każde przyrządzone inaczej, kolorowe dodatki do ryżu, których nawet nie zna się składu, ale chce się ich spróbować, bo wyglądają tak pięknie. To też niekończące się ilości owoców morza (za którymi osobiście nie przepadam, ale miłośnicy z pewnością doceniliby ich rozmaitość). Zapewniam, że każdy znalazłby tutaj coś dla siebie. Niemożliwe jest by tajska kuchnia szybko się znudziła, tyle jeszcze nieodkrytych smaków przed nami! Każda wizyta na stoisku czy w knajpie to nie lada zadanie i dłuższe posiedzenie, by na coś się zdecydować. Kolejny plus? Dużo jemy i przy tym chudniemy :)

Do moich ulubionych dań zaliczyć mogę m.in. Pad Thai, różnego rodzaju zupy curry, Kow Soi, Pad See Ew, ryż z bazylią, warzywami i jajkiem i… lody kokosowe! :) Wymienić wszystkiego tutaj nie zdołam, bo przykładowo na straganie nie ma menu, nie wiadomo co znajduje się w pysznej mieszance składników na licznych tackach, a okazuje się kolejnym ulubionym daniem.

Nasze ulubione miejsce na śniadanie w Bangkoku

Polecam też wszystkim, którzy planują odwiedzić „smaczną” Tajlandię, by nie bali się jedzenia z ulicy. Wszystko jest robione, nakładane na Waszych oczach, świeże i dobre. Knajpy nie mają tego uroku. Jeśli chodzi z kolei o napoje, to szejkoholicy bardzo się tutaj odnajdą. Nie ma to jak pyszny, świeży sok z kruszonym lodem (którego również nie należy się obawiać; lód jest czysty i fabryczny, nawet na skromnych ulicznych stoiskach). No i kawa jest tutaj wyborna (chociaż z wietnamską kawą nie ma najmniejszych szans). Jedyne czego może nam tutaj brakować to herbaty ;)

Wegetarianie i weganie również nie będą pokrzywdzeni. Parę dni temu rzucił mi się w oczy pewien ranking, dotyczący zestawienia krajów – tych najbardziej przyjaznych dla wegetarian i wegan. Na pierwszym miejscu okazała się być właśnie Tajlandia. Tylko tutaj istnieje kwestia odpowiedniego „dogadania się”. Nawet jeśli w knajpie powiemy, że nie chcemy tego dania z mięsem, to możemy spodziewać się później na talerzu kurczaka lub krewetek. Po Wietnamie częściej zwracam się ku stronie warzyw niż mięsa, dlatego też zazwyczaj wybieram dania wegetariańskie, aczkolwiek dobrze, że jestem również mięsożerna, gdyż niespodzianki w stylu „i tak damy mięso” bardzo często się tutaj zdarzają, więc je akceptuję. To „zamieszanie” wcale nie wynika z niewiedzy Tajów, tylko odmiennego określenia pewnych aspektów. Przydatne jest więc nauczenie się odpowiednich zwrotów po tajsku, które zagwarantują Ci, że mięsa nie dostaniesz, albo nie życzysz sobie jakiegoś wybranego składnika lub, że jesteś weganinem.

Przykładowe śniadanie ze stoiska

Język

Odnośnie poprzedniego wątku, dobrze znać kilka przydatnych zwrotów w języku tajskim. Oczywiście tajski należy do grupy języków tonalnych, więc zadanie nie jest proste, ale AŻ TAK BARDZO trudny to nie jest, da się dogadać ;) Wiadomo, że przykładowo Europejczycy nigdy nie będą w stanie dobrze mówić po tajsku, gdyż dla nas jest już za późno. Tutaj istnieje kwestia inaczej ukształtowanej krtani i predyspozycji językowych, których nabywamy w dzieciństwie, ucząc się mowy. Działa to w dwie strony – Tajom tak samo ciężko nauczyć się angielskiego i nie będą do końca w stanie poprawnie wymówić zdania w tym języku. Dodatkowo sam tajski alfabet jest bardzo trudny, ot takie typowe „szlaczki” – ciężkie do rozszyfrowania :)

Niemniej jednak, lepiej czy gorzej, można nauczyć się fonetycznie kilku zdań w języku tajskim, a nawet jest to wskazane, gdyż w wielu miejscach znajomość angielskiego jest zerowa. Przydatne zwroty to oczywiście „dziękuję”, przywitanie się, pożegnanie, zapytanie o drogę, zwroty, które pozwolą nam coś zamówić w restauracji, poprosić o chusteczki, wodę, zapytać gdzie jest toaleta, itp. A resztę niedomówień uzupełnią gesty i pokazywanie na migi ;)

Od jakiegoś czasu zaczęłam naukę tajskiego i nieźle mi idzie. Mam predyspozycje do uczenia się nowych języków, ale wiem też dobrze, że tajski przyda mi się tylko tutaj, a po wyjeździe z pewnością zapomnę większości słówek. Co z tego, i tak uważam, że jeśli jest się w danym kraju na dłużej (a my planujemy zostać na rok), to dobrze poświęcić też czas na naukę lokalnego języka. Tajowie z kolei bardzo pozytywnie reagują, kiedy słyszą faranga starającego się powiedzieć coś po tajsku.

Nawet Coca-Cola po tajsku brzmi jak indiańska klątwa ;)

Kultura

Tak samo, jeśli chodzi o kulturę danego kraju. Wiadomo, że kiedy chcemy go zwiedzić, poznanie tego aspektu jest priorytetowe. Kultura bardzo wiele mówi o danym miejscu, bez jej znajomości nie da się do końca zrozumieć lokalnej społeczności. Kultura tajska jest bardzo fascynująca. To wszechobecny buddyzm, sztuka, architektura, nastawienie do otoczenia, sposób ubierania się, zachowania, wszelakie tradycje, muzyka, taniec… Podróżowanie ma właśnie tę zaletę, że z tym wszystkim możemy się zmierzyć i doświadczyć na własnej skórze.

Kultura tajska, jak i kultury wielu innych azjatyckich krajów, może się wydawać jednolita. Widać jednak pewne różnice. Przede wszystkim wspomniany buddyzm, który tutaj jest wiodącą ideologią i nie da się nie dostrzec tego aspektu na co dzień. Pomijam szczegóły, dotyczące tej religii (tak naprawdę nieteistycznej), ale będąc na miejscu, widać, jak bardzo ta kwestia jest zakorzeniona w kulturze. Przede wszystkim są to wszechobecne świątynie, ich architektura, malarstwo czy kolorowa rzeźba. Wszystko wyznacza jeden, specyficzny styl wykonania i niebanalny charakter. Ale kultura Tajów to też coś więcej. To też ich podejście do życia, reakcja na sytuacje, szacunek do tradycji… Dlatego zachęcam do eksplorowania wszystkiego z czym mamy do czynienia, obserwacji ludzi, chłonięcia kultury szeroko rozumianej, by lepiej się przystosować i czegoś nauczyć.

Architektura tajska jest bardzo żywa i kolorowa

Ceny

Tajlandia to bardzo tanie miejsce do życia. Wspomniane tutaj jedzenie należy do bardzo niskobudżetowych, aczkolwiek istnieje mnóstwo turystycznych lokali w stylu zachodnim (a jeśli nawet w stylu tajskim, to nastawione na klienta zachodniego), w których kupimy to samo danie trzy razy drożej niż obok na stoisku. Śniadanie można zjeść już od 20 bahtów (2 złote z hakiem). Przeciętna cena to 30 bahtów, jeśli mamy ochotę do podstawowego dania na dodatkowy, śniadaniowy rosołek lub przekąskę na słodko w postaci zawiniętego w liść banana z ryżem i daktylami.

Idealny deser – banan, ryż i daktyle

Na obiad nasz przedział cenowy nieco zwiększamy i wydajemy od 50 do 80 bahtów za osobę. Zupy curry są przykładowo droższe, gdyż taka bogata wersja z różnymi dodatkami (która w stu procentach wystarcza jako pełnowartościowy obiad do syta) potrafi kosztować 100 bahtów, czyli w miarę drogo. Ale jeśli uświadomimy sobie, że w przeliczeniu jest to przecież ok. 10-11 złotych, to wcale już tak dużo za obiad się nie wydaje. Można tutaj bardzo tanio żyć.

Za skromne mieszkanie (składające się z jednego pokoju, łazienki i balkonu) płacimy za dwie osoby około 600 złotych za miesiąc (nie wliczając rachunków za prąd i wodę). Pranie możemy zrobić (8 kg.) za 20 bahtów (sic!), tylko sami musimy je sobie powiesić :) Jeśli jest się tutaj na krótszy czas, to wszędzie obecne pralnie proponują swoje usługi (z wysuszeniem prania i prasowaniem) za nieco wyższą kwotę, bo ok 80-120 bahtów za kilogram. Także, dobrze jest mieć miejsce ze wspólną pralką, dostępną dla wszystkich lokatorów.

Elektronika w Tajlandii jest droższa niż u nas, sprzęty domowe w miarę tanie. To też oczywiście zależy od tego czy mamy do czynienia z chińskimi wyrobami czy nie ;) Co jest tutaj drogie? Zdecydowanie alkohol. Puszka piwa w sklepie to wydatek ok. 6-7 złotych (należy też pamiętać, że w godzinach 14:00-17:00 alkoholu w Tajlandii nie zakupimy). I tak to mniej więcej wygląda. Spokojnie dwie osoby mogą tutaj żyć za jedną polską wypłatę, a drugą odkładać lub przeznaczyć na dalsze podróże i krótkie wypady.

Przykładowe śniadanie za 30 bahtów (3,30 zł)

Szok kulturowy

Brak! Wcale go nie doświadczyliśmy :) Tak samo jeśli chodzi o jet lag, dużą różnicę czasową, bo aż 6 godzin, dało się odczuć, ale tylko w pierwszą noc, potem łatwo poszło. Ogólnie jakoś szybko potrafiliśmy się przystosować do nowego miejsca, teraz tylko wzrasta nasza pewność siebie. Przykładowo, ja na początku lekko wstydziłam się wejść do knajpy, gdzie byli obecni wyłącznie sami lokalsi, a teraz w ogóle nie mam z tym problemu. Może jesteśmy w pierwszej fazie szoku kulturowego, czyli fascynacji nowym miejscem, nie wiem, ta opinia może się jeszcze zmienić. W sumie łącznie jesteśmy w Tajlandii dopiero miesiąc, może wtedy przyjdzie czas na kolejne etapy, którymi są irytacja, tęsknota, a na koniec akceptacja? Pierwsze wrażenia na ten moment są właśnie pozytywne.

Wcale też nie tęsknimy za krajem, ludźmi, itd. Może czasem się zdarzy, że pomyślę o pierogach ruskich :P Będzie mi też brakowało rodziny podczas zbliżających się Świąt Wielkanocnych, ale póki co – wracać przed czasem nie zamierzamy. Zresztą 30 stopni i przyjemna woda w morzu też robi swoje! Jest nam tutaj dobrze. Mamy siebie, mamy przygody, cieszymy się nowym środowiskiem i uczymy się tutaj żyć. Tu też chcemy pracować. W tripie widzieliśmy się też parę razy ze znajomymi, co rolex repliki również jest pomocne, a w połowie kwietnia spotkamy się jeszcze z większą grupą znajomych i wspólnie będziemy obchodzić tajski Nowy Rok. Z bliskimi często rozmawiamy na Messengerze, dzwonimy do siebie, więc nie ma źle :)  To, co sprawia nam trudność to ruch lewostronny. Chcąc przejść przez ulicę ciężko odzwyczaić się, by nie spojrzeć najpierw w lewą stronę. Jazda rowerem z tego względu też wymaga większej koncentracji, ale z czasem myślę, że się przyzwyczaimy.

Największym problemem było dla nas przestawienie się na ruch lewostronny

Podsumowując, nasze pierwsze wrażenia o Tajlandii są na plus. Jeśli którakolwiek z opinii ulegnie zmianie, z pewnością damy Wam o tym znać! A jak Wy oceniacie Kraju Uśmiechu? Dajcie znać w komentarzach :)

Agnieszka Jarząbek

Pisanie to jedna z moich licznych pasji. Studia dziennikarskie rozwinęły mnie w tym kierunku i pozwoliły przez lata pracować w zawodzie. Pisząc już „służbowo” najlepiej wspominam liczne wywiady z bardzo inspirującymi ludźmi. Wspólny blog z mężem wiele dla mnie znaczy, gdyż jest on wyrazem połączenia moich największych pasji. Co więcej o mnie? Jestem Góralką z Podhala, uwielbiam tradycje i folklor. Jestem kinomaniaczką, molem książkowym, szczęśliwą żoną i podróżniczką. Lubię autostop, lubię śpiewać, lubię tańczyć i tworzyć. Kocham muzykę i eksperymentowanie w kuchni. Trochę bawię się w grafika-amatora, troszkę rysuję, troszkę ćwiczę. Z pełnym sercem to, co kocham jednak najbardziej to życie, nasze wspólne życie, z którego staram się czerpać pełnymi garściami!

View Comments

  • "Wcale też nie tęsknimy za krajem, ludźmi, itd."
    Oooo chyba zacznę hejtować w pierwszym komentarzu :D
    Bardzo ciekawe wrażenia macie. Aż zachciało mi się coli w szklanej butelce, pitej przy 30 stopniach :) Super się to czyta....ale wracajcie już...

    • Ledwo co wyjechaliśmy, nie ma co jeszcze wracać ;)

      No Cola ze szklanej butelki to jest to, najbardziej lubię po dłuższym wysiłku wypić małą butelkę za 12 bahtów na schodach przed 7-11 :D

    • Dzięki Maju :) A nie tęsknimy na tyle... żeby wracać :D Ten etap szoku kulturowego na pewno się zmieni! Napiszę wtedy kolejny wpis :) Fajnie będzie zobaczyć Wasze mordeczki na żywo, nie tylko na Messengerze :*

  • Weszłam na bloga zachęcona opisem na wykopie i jestem zainteresowana dalszymi postami :). Wydaję mi się, ze będę tutaj częstym gościem.
    powodzenia w dalszym pisaniu :)

Share
Published by
Agnieszka Jarząbek

Recent Posts

Cytadela w Spandau – Berlińskie Kąski

Mieszkamy w stolicy Niemiec już ponad pół roku i od wtedy napisaliśmy tylko jeden wpis.…

5 lat ago

„Coś się kończy, coś się zaczyna”, czyli koniec przygody i początek nowej

Rok 2019 to rok dla nas wyjątkowy, ponieważ nadal nasza azjatycka przygoda jeszcze wtedy trwała,…

5 lat ago

Podwodne atrakcje Coron – mały raj na Filipinach

Nie licząc jednodniowego pobytu w zatłoczonej Manilli, naszym pierwszym poważnym przystankiem na mapie Filipin była…

6 lat ago

10 „dziwnych” obyczajów i zachowań Tajów

Wybierając się do Tajlandii z pewnością usłyszycie wiele o uśmiechu i łagodności Tajów, o tym…

6 lat ago

Tam Coc i Trang An – piękno Wietnamu w pigułce!

Choć od naszej wizyty w Wietnamie mija rok i nadal jesteśmy w Azji, lubimy sobie…

6 lat ago

To już rok! Podsumowanie życia w Azji

Dokładnie 22 stycznia 2018 roku wylądowaliśmy w Bangkoku i wówczas rozpoczęła się nasza azjatycka przygoda.…

6 lat ago